Głuche milczenie na zamku gościło:
Niewielu dworzan przed wroty siedziało,
W sinią dal smutnie, ponuro patrzało.
Ogary spały z najeżonym włosem,
Wychudłe; czasem łeb wznosiły czarny,
Smutnie zawyły, i znowu spuszczały.
Zarósł mchem dawniéj gościnny podwórzec,
Rzadkiemi teraz deptany nogami.
Milczały ściany, i cisza dokoła,
Jak na zwaliskach spalonego sioła,
Siedziała, palec na ustach trzymając.
Czasem Mnich czarny sunął się dziedzińcem,
I w ciemnych przejściach, jak duch nocny, znikał.
Czasem się znowu śpiéwy nieznajome
Ze drzwi dalekich ponuro ozwały.
I stanął Trojnat, i zmierzył oczyma
Pustynię — dawną litewską stolicę.
— Otoż, rzekł w duchu, co Niemcy zrobili
Z twojego domu, z twéj duszy, Mindowe!
Spętali ręce i duszę spętali;
Każą ci konać w ciszy i pokoju,
W gnuśnym spoczynku, w odludnéj komnacie! —
I szedł, i stanął na świetlicy progu,
Gdzie Mindows gnuśniał w haniebnym spoczynku,
Stanął i patrzał. — I toż to Mindowe!! —
Mindows na skórze niedźwiedziéj spoczywał,
Ręce na piersiach założone trzymał,
Strona:Anafielas T. 2.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.
208