Powiedz, co się tu, ojcze, u was dzieje,
Jaki tu ogień z pod popiołów tleje?
Trzeba go zalać, zagasić go trzeba.
Mindows ponury, milczący, a z lica
Patrzy, bodajbym nie zgadł, tajemnica.
Serce już jego dalekie Zakonu;
Z ludem mu bije. Lud warczy, choć leży,
Zerwie się wkrótce i na rzeź pobieży.
Mindowsa szatan jakiś podbuntował.
Nie takim był on, gdy nas potrzebował.
Cóś złego wróżę — trzeba Litwie radzić.
I ciszéj dodał — Innego na czele
Z rąk naszych kogo nad niemi posadzić. —
A Christjan milczy, łza mu z oczu płynie,
I zcicha rzecze — Zgadliście, o panie!
Zle z Litwą; któś ją tajemnie podżega.
Codzień mniéj było ludu u ołtarzy,
Aż nikt nie został. W lasy się gdzieś kryją,
I tam bałwanóm stare ognie palą.
Mindows przez szpary patrzy na niewiarę;
I jemu jeszcze słodkie błędy stare —
I jemu cięży dłoń nasza na głowie,
Marzy i milczy. Biada, gdy wypowié,
Co w duszy jego milcząc się zebrało.
Zawczoraj Trojnat przyleciał tu czwałem,
Wpadł do świetlicy i długo cóś prawił,
I krzyczał głośno, i nie usiadł za stół,
Rogu nie wypił, nie przyjął gościny;
Strona:Anafielas T. 2.djvu/241
Ta strona została uwierzytelniona.
241