Ujrzym wschód ziarna na Chrystusa roli,
Bóg błogosławić będzie, i pozwoli
Bogatém pracy dusznéj cieszyć żniwem.
Nie walczyć z niemi, lecz się trzeba zbracić,
Łagodném słowem zakraść się do duszy.
Niechaj zapomną o dniach nieprzyjaźni,
Sypmy im dary, pociechę, osłodę.
Serc nie nawrócim zemstą i żelazem,
Bo z tych, co padną, wyrosną mściciele.
Powoli wiarą karmmy dzicz zbłąkaną,
Jak Jezus karmił rzeszę wygłodniałą
Chlebem i rybą — pokojem i zgodą.
Oślepłe oczy na światłość otworzą!
Gotujmy rolę, w którą słowo Boże
Padnie i zejdzie, gdy się dni wypełnią. —
Skończył, a Mistrz mu z uśmiéchem odrzecze —
— Kapłańskie słowa i mnisze to rady,
Lecz niemi, ojcze, nie podbijesz ludu.
Mieczem nawracać, strachem trzeba złamać,
Połowę wyciąć, aby ochrzcić drugą.
Nie na to miecz nam do boku wiązano,
Byśmy niewiernych słowy nawracali.
Krzyżby nam tylko, kij dano pielgrzymi,
Gdybyśmy słowy wiarę szérzyć mieli. —
Lecz dość. Wy znacie Króla i Królowę,
Co ona myśli, co myśli Mindowe? —
— On, Christjan mówił — Jego nikt nie zbada;
Strona:Anafielas T. 2.djvu/244
Ta strona została uwierzytelniona.
244