Strona:Anafielas T. 2.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.
263




XXXIV.

Wieczór był; w zamku ognie zajaśniały,
A wkoło ognisk lud rozłożył mnogi.
Menes pół twarzy wychylił z za chmury,
I szedł, powoli wznosząc się do góry.
Wiatr od zachodu szumiał w chmurach dziki,
Niosąc daleko wojsk zebranych krzyki,
Bijąc się piersią o mury zamkowe,
Leciał, znów wracał, upadał i wznosił,
I świszczał głosy duchów nieziemskiemi.
A kiedy ucichł, w puszczy niedalekiéj
Ozwał się strasznéj wróżby krzyk Pełedy,
Bąk w trzęsawiskach jak strażnik zawołał,
Czajka ze gniazda od dzieci spłoszona
Krzyknęła biédna macierzyńskim strachem,