Strona:Anafielas T. 2.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.
265

I wicher miło w jego uszach szumi,
I chmury czarne jak przyjaciół wita.
Kruków zaprasza na niemieckie trupy,
Wiatry na zgliszcza niemieckiéj stolicy,
Puhaczów prosi, by w uszy krzyczały,
I z serc odwagę do reszty wygnały.

On słucha, ludu głosami się poi,
A czasem piosnkę, co mu lata młode,
Co jaką wspomni zwycięztwa przygodę,
Kiedy do uszu doleci, uchwyci
I sam zanóci — Aż wicher zawyje,
I głos mu szumem potężnym pokryje.
Wtém gdy wiatr upadł, pogasły ogniska,
Tentent się rozległ — Razi jego uszy,
I mimowolnie odbija się w duszy.
Sam nie wié czemu tentent go przejmuje,
Czegoś się lęka, spodziéwa i czeka,
Wesołe czoło bez przyczyny chmurzy.

We wrotach głosów kilka się ozwało,
W podwórcu kilka kopyt zatętniało,
I któś już kroczy do świetlicy proga.
— Kto tam? — zakrzyczał Kunigas; sam bieży,
Staje i patrzy.
A w czarnéj odzieży,
Z długiemi włosy, młodą jeszcze twarzą,
Na któréj złoty mech się wysypywał,