Strona:Anafielas T. 2.djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.
278

A Marti w sercu modli się do Boga,
Żeby jéj męki nie dał dożyć srogiéj —
Bo słaba, męczarń lęka się i siebie —
Bóg ją wysłuchał — I oto w modlitwie
Twarz się promieni, łzy płynąć przestają,
Oczy wlepione na niebo patrzają —
I radość w nich się nadziemska maluje.
Po raz ostatni swe dzieci całuje,
I jeszcze łzami swemi błogosławi.
Potém krzyż złoty kładzie pod ich głowy,
Modli się jeszcze, pada na posłanie,
Czując, że z niego więcéj już nie wstanie,
Podwakroć zrywa się, oczy podnosi
Na dzieci swoje — i upada znowu —
Usnęła — spi już snem szczęśliwych ludzi,
Z którego nic ją więcéj nie obudzi,
Nawet dziecięcia plącz ukochanego.

Usnęła — nad nią niebo się otwiéra,
Chrystus Pan jasne ukazał oblicze,
Promienną głowę, Boskie oko swoje,
Którego jedno gdzie padnie spójrzenie,
Rozbija ciemność i burze uśmierza,
I na raj ziemię oschłą z łez przemienia,
A wkoło niego archaniołów cztéry
Błyszczą uwite w wielki wieniec złoty.
Przy boku Matka, co razem na syna
I na świat patrzy, i serce swe dzieli