Miłością Boga i miłością ludzi;
Niebieską, białą osłoniona szatą.
U stóp Jéj czarny trup węża zgnieciony,
Na czole wieniec z siedmiu gwiazd spleciony;
Z serca Jéj promień na ziemię upada,
Promień miłości, co objął świat cały,
I na Jéj syna odbił się obliczu. —
I widzi Marti niebieską krainę,
Widzi jak z niebiós po złotym promieniu
Anioł się śmierci spuszcza nad jéj łoże,
Nie straszny potwór, co życie wydziéra,
Z kośćmi suchemi i wygasłém okiem,
Biały to poseł szczęśliwéj wieczności,
W szacie ze światła, z gałęzią zieloną
Pokoju, szczęścia! — z złotemi skrzydłami —
Na jego ustach uśmiéch się kołysze,
W oczach łza błyszczy, na wpół łza wesela,
Wpół łza litości — Nią płacze po stracie,
Z temi, z któremi zmarły się rozdziela.
O! jak łagodnie przymyka powieki,
Jak lekko duszę na ręce przyjmuje,
Żadna tak matka dziecięcia nie tuli;
I jak ją pieści, gdy z nią w niebo leci! —
Oto u łoża Marti w głowach staje,
Czeka jéj duszy — Już w jego objęciu,
I białą szatą otulił już drżącą —
Leci z nią — Marti pół w niebie, a jeszcze
Strona:Anafielas T. 2.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.
279