Strona:Anafielas T. 2.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.
294

— Wielka tam siła, gdy jak morze zdala
Szumi tententem, i pieśnią, i rżeniem,
Lecz wielkie Bogi, i Mindows nasz wielki! —

A Mindows wysłał w manowce wojaka.
Z Kurów on rodem. Bez pałki, w odzieży
Prostéj, jak gdyby szedł dopatrzéć barci;
Poszedł, i dwa dni nie widać go było,
Trzeciego wrócił, a za nim tuż w tropy
Krzyżackie wojsko czarną wali chmurą.
On cóś, upadłszy czołem, szepcze Kniaziu,
A Mindows wesół, ofiarę gotuje,
Oręż wybiéra, przemawia do ludu,
Nadział skórzaną zbroję, wziął miecz biały,
Stoi, i szydząc patrzy jak w równinie,
Wychodząc wojsko długo się rozwinie;
I pod namioty nad rzeką spoczywa.

Patrzy — nad wojskiem kruków stado leci;
On kruków wita — litewskie to kruki,
Piérwsze zaczęły bój z nieprzyjacielem,
W drodze rzuconych kosztowały trupów,
Szpony ich ostre, dziob od krwi czerwony.
Nie darmo kraczą, nie darmo tu lecą.

— Witajcie, kruki! Jutro dla was uczta
Ze łbów niemieckiéj braci i Duńczyków,
Jutro upadnie duma Zakonników,