A Mindows nie spał, z wiernemi Bojary,
On czekał zdrady, gotów był do kary,
I na Ryngolda wielkim mieczu sparty,
Wyglądał rychło bracia nań naskoczą.
Piérwsze już kury piały, w zamku cicho,
Bracia knowali, odkładali zdradę —
I trzykroć za prog wyszli ze sługami,
I trzykroć nazad tchórzliwie wrócili.
— Niech uśnie Mindows, — do siebie mówili.
Kury znów piały. Trajnys rzekł do brata.
— Teraz czas, idźmy. — I z Montwiłłem idą.
Trzech synów z białym mieczem poskoczyli:
Wikind, Towciwiłł i Erden najmłodszy.
— Ojcze! mówili, i my pójdziem z tobą,
Praweśmy wnuki Ryngolda, i miecz nam
Rozpala dłonie, zemsta pierś rozdyma.
My z tobą, ojcze, na co pomoc obca?
Trzech, czyż jednego zdławić nie zdołamy? —
Lecz Montwilł wstrzymał synów swych u proga.
— Wy nie pójdziecie, rzekł, młodeście dzieci,
Dla was i życie i zemsta i boje!
Dość nas, zostańcie. — Kto wié! Bogi wiedzą,
Który z nas wróci, czyja krew popłynie!
Zostańcie, byście może ojca głowę
Pomścili potém. —
— Co mówisz? Montwille!
Przerwał mu Trajnys, w górę miecz podnosząc;
Strona:Anafielas T. 2.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.
32