Dwóch tylko u drzwi Mindowsa wartuje,
Reszta z Poklusem w Pragarze na godach.
Nim ranek wejdzie, powrócą Bojary,
Za resztą ludu wysłani po siołach,
I Mindows jeszcze może walczyć z niemi.
Teraz czas, Panie! Gdy zdradę wywietrzy,
Uciec nam może, zna kryjówki grodu.
Idźmy. — I Doumand porwie się z pościeli,
— Idźmy! zawoła; dościeśmy czekali,
Dosyć kłamali, dosyć przecierpieli;
Idźmy! — I Trojnat za miecz swój pochwycił,
Rozwarli wrota, a zdrajca prowadził.
Pod drzwi komnaty podstąpili zcicha;
Na progu straże rozciągnione spały,
Lecz pochwycone krzyku nie wydały,
I jęk stłumiony zgon tylko zwiastował.
Doumand szedł naprzód, bo zemstą wrzał cały,
Słowa rzec nie mógł, a usta mu drżały,
Ręce się trzęsły i serce mu biło
Miłości siłą i rozpaczy siłą.
Przeszli komnatę jedną — cisza wkoło,
Drugą — i u drzwi sypialnéj świetlicy
Stanęli. Ucho chciwe Doumand wkleił —
Dwa słychać tylko, dwa tylko oddechy,
Jedno westchnienie długie, w śnie zrodzone.
I wpadli nagle. Na miękkiéj pościeli,
Mindows na piersiach Doumandowéj żony
Strona:Anafielas T. 2.djvu/326
Ta strona została uwierzytelniona.
326