Napróżno! — oczy zagasły, śmiertelny
Całun na bladéj rozesłał się twarzy,
Głowa opadła. Jednym znakiem życia
Krew, z białéj piersi płynąca potokiem.
Ale już Doumand na trupa Miodowy
Upada, zemstą pragnąc się napoić.
A Trojnat stoi, spójrzał, z myślą nową
W dalsze świetlice szalony poskoczył.
Wtem Mindows wstaje, za nim się potoczył,
Cały krwią zlany, z najeżonym włosem,
Z wzniesioną pięścią; — Doumanda obalił,
Dognał Trojnata, za szyję u proga
Chwycił i jego na ziemię wywrócił,
Depcze nogami; — chce mówić, — nie słowa,
Głos tylko jakiś z piersi się dobywa,
Głos niewyraźny, stłumiony, warkliwy,
Jak zwierza, kiedy pod myśliwca strzałą
Padłszy, chce jeszcze raz tchnąć piersią całą.
Ale nierówna walka ich i siły;
Powstaje Trojnat, trzeci raz ciął mieczem,
A jeszcze ducha nie wypędził z ciała.
Ostatkiem życia Mindows nań się rzucił,
I skonał, cisnąc w bezsilném objęciu.
— Dzieci swych bronisz, wilcze, Trojnat woła;
Nie — nie! ja życia szczenięciu twojemu
Nie dam jednemu! wszystkie wymorduję! —
Słuchaj mnie: z tobą ród twój ginie cały —
Strona:Anafielas T. 2.djvu/328
Ta strona została uwierzytelniona.
328