Strona:Anafielas T. 2.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.
48

Raz na Krywiczan zamku, letnią porą,
Spoczął Kunigas po łowach szczęśliwych,
Kiernowskie lasy z łukiem i oszczepem
Przebiegłszy, wrócił; za nim na stu wozach
Wieziono żubry, łosie i jelenie,
Dziki, niedźwiedzie. W zamkowym podwórcu
Wisiały skóry sączące posoką;
Na progu sługi łuki naciągali,
Śmieli się, gwarząc i prawiąc o łowach.
Wtém Sargas, któren wrót zamkowych strzeże,
Rozdjął podwoje, wyglądał na drogę,
Jak gdyby gościa przeczuwał na szlaku.
— A, na Budintoj — rzekł, do zamku jedzie
Poseł Krewejty, z białą laską w ręku,
Z wieńcem na głowie. — Poznałem zdaleka.
Na święto jakie, czy woła na wojnę?
Nie darmo do nas z krzywą laską śpieszy. —
Mówił, a szlakiem zdaleka migała,
Z laską podróżną, postać jakaś biała.
I widać było pobożnych wieśniaków
Tłumem za posłem biegących z pól, Numów,
Jak szaty jego białe całowali,
Czołem mu bili i zatrzymywali.
On chwilę stawał, i znowu szedł skoro
Pruskim gościńcem do Krywiczan grodu.
A Sargas patrzał; kiedy wrót był blisko,
Wrota na rozcież przed posłem otworzył,
I upadł na twarz; przeszedł Wejdalota