Strona:Anafielas T. 2.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.
56

— Jutro, rzekł starzec, nim słońce się wzniesie,
Staniesz sam jeden u dębu świętego;
Tam ci ogłoszę wielkich Bogów wolę. —

Mindows nic nie rzekł. Już dawno się Saule
Kąpało w morzach; noc gwiazdami tkana
Świat pod namiotem czarnym kołysała.
Ustał gwar, ognie pogasły, i jeden
Tlał się już tylko u dębu świętego.
Mindows się rzucił na niedźwiedzią skórę
I usnął twardo, jakby Brekszta[1] sama
Powiek się jego dłonią swą dotknęła.
Lecz ledwie oczy jego się skleiły,
Wstrząsł się — bo straszny sen stanął przed duszą,
Krwią mu i ogniem potrząsał nad głową,
Przyszłości czarną rozdziérając szatę.

I widział Mindows[2] jak wrogi szarpały
Ojców dziedzinę, jak Litwę rozdarli.
W piersi jéj miecze Niemieckie stérczały,
I ruskie pęta nogi krępowały;
Lach z ran płynącą krew jéj pił i szalał.
Próżno Jaćwieże wkoło matki stali,
Próżno Litwini wroga odpędzali,
Próżno Krywicze u nóg jéj padali.

  1. Bóstwo snu.
  2. Sen ten jest przepowiednią dalszych wypadków z panowania Mindowsa.