Strona:Anafielas T. 2.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.
62

Nad lasu wierzchołki wyniosłe
Dwie sosny głowami sięgają,
Na sosnach dwie pary gołębi
Wzlatują, szczebiocą, gruchają.

Puszcza myśliwych rogami dzwoniła,
I psy śpiéwały, goniąc za jeleniem.
Co żyło w lesie darło się krzakami,
Łamiąc leszczynę bokami, głowami;
Leciały łosie i żubry z pastwiska
Spłoszone, w ciemne ukrywać się knieje,
A jeleń głowę uwieńczoną zwrócił,
Słuchał, poskoczył, znów stanął, i w biegu
Sadził przez drzewa, zawały, ruczaje.
Tuż za nim łanie tchórzliwe, nogami
Nie tknąwszy ziemi, leciały jak ptaki.
I stada kozłów pierzchały zdziwione,
Nie wiedząc w którą uciec miały stronę.
Z tyłu myśliwy z łukiem się zasadził,
Z przodu ryś, zdrajca, czatował na drzewie,
Z boku ogary łajały, i coraz
Bliżéj ich głosy, coraz słychać było
Wyraźniéj szczeki radośne pogoni.
Aż meszka stary wywlókł się z łożyska,
Przeciągnął, oczy zaspane otworzył,
Najeżył szerścią i znowu położył;
Tylko łeb podniósł i z pogardą słucha,
Kio śmiał najechać bór jego spokojny.