Wilczysko szare, co wraca z obłowu
Obżarte, ciężkie, wgłąb lasu umyka,
Patrząc dokoła. Tam lis żółty śpieszy
Do jamy swojéj na wzgórzu spokojnéj;
Struchlały zając pod krzakiem przypada,
A z drzew gałęzi zrywają się stada
Dzikich gołębi, spłoszonych cietrzewi,
I wron, i kruków, i gałek, mieszkańców
Starego lasu, które czarną chmurą
Wznoszą się, krzycząc, i wzlatują górą.
Sokoł i jastrząb usłyszeli gwary,
I oba ciężko ze drzew się porwali,
Oba żeglują w powietrzu spokojnie,
Płynąc, jak łodzie po cichém jeziorze.
Lecz któż to puszczy przerwał ciszę długą?
Z dwóch stron dwa stada psów się odzywają,
I przeciw sobie idą i stawają,
Jakby wzajemnie spotkać się dziwiły.
Mindows w podróży dzień łowóm przeznaczył.
— Któż śmié w téj kniei zapuszczać ogary? —
Mówił, i gniewny wysłał sług swych pięciu.
— Weźcie mi śmiałka, przywiedźcie przede mnie. —
W milczeniu słudzy posłuszni skoczyli,
Lecz się zaledwie w krzaki zapuścili,
Dwu jeźdźców nagle stanęło przed niemi,
A nim czas mieli wyrzec jedno słowo,
Strona:Anafielas T. 2.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.
63