Stoi, patrzy, nagle blednie,
Usta zaciął, wzrok ponurzy!,
Zadrżał. Kiejstut pchnął go ręką.
— Kto — rzekł — wchodzi? kto ma prawo
Na dziadowski wchodzić zamek.
Ty precz, sługo! ni mi w oczy
Podłéj nie ukazuj twarzy! —
Jagiełło powstaje z ziemi;
Chce cóś mówić, drżą mu usta;
Nie śmié. Kiejstut dłoń podaje,
On wyciąga zimną rękę.
— Witaj, synowcze kochany!
Co ci wczas tak zasmakował,
Że z ogary siedzisz w kącie?
Jeszcześ miecza nie sprobował,
Jeszcześ razu nie szedł w pole.
Czy ten sługa ulubiony
W babskie serce ci zamienił? —
Młody Kniaź się zaczérwienił,
I na blade jego lice
Krew płomienna wystąpiła,
Uśmiech usta rozgrzał sine:
Potarł czoło, i na ławę
Stryja sadził i przyjmował.
Ale smutno wieczór spłynął.
I Wojdyłło się w komnacie
Nie ukazał przed Kiejstutem.