Strona:Anafielas T. 3.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.
155

On palec na ustach kładzie, głową kiwa,
I jeszcze się patrzy, czyli kogo niéma?

— To ty! — Kiejstut woła — o! nie zapomniałem,
Że ty jeden z Niemców masz Litewską duszę!
Jam cię dawniéj kochał, choć jeszcze nie znałem.
Z nienawiści twoich ciebie wyjąć muszę.

Tobiem ja dar winien najdroższéj swobody. —
— Cicho — Komtur rzecze — cicho, Kniaziu Panie!
Z nowemi przyszedłem przyjaźni dowody.
Głowie twojéj grozi tajemne knowanie.

Tyś jest Chrześcjan wrogiem. Nigdy Krzyżak ciebie
Nie zdradził. Krew własna gotuje ci zdradę,
Jagiełło nasz Zakon pociągnął do siebie,
Na Kiejstuta zgubę, na rodu zagładę.

Nad Świętém jeziorem, w Daug pod twoim bokiem,
Zjeżdża Mistrz z Jagiełłą, i na twoję głowę
Sprzysięgać się mają, krwi własnéj potokiem
Bratanek przymierze zapisuje nowe. —

— Prawdaż to?! — zawoła Kiejstut. — Dziś, Komturze,
Z wieścią do mnie śpieszył wierny Bojar stary;
Lecz nie chciałem wierzyć, by z téj strony burze
Wstać miały. Synowiec nie strzymał mi wiary! —

— Słuchaj — Komtur rzecze — patrz na wiarę swoję!
Oto są owoce twéj i naszéj wiary: