— O! nie! — z uśmiechem Jagiełło odpowié. —
Przy nim mi za nic pany i kniaziowie.
Brat to mój. Choć się rodził na niewolę,
Ja go wywiodłem, osłodziłem dolę,
Jam go uczynił równym mojéj braci.
On mi wiernością, on mi sercem płaci
Za wszystko. Jemu ja wierzę jednemu. —
— Bracie! — rzekł Witold — we mnież nie masz wiary?
Czyż i ja niżéj od Wojdylły stoję?
Zabyłeś starą dla mnie przyjaźń swoję. —
— Pomnę — Jagiełło zimno mu odpowié. —
Czyż dwóch przyjaciół nie znaleźć na świecie?
Czyż ty i on się zgodzić nie możecie? —
A Witold dumnie twarz spłonioną zwrócił,
Zamilkł, nie czekał wesela, powrócił.
Smutne to było na Wilnie wesele!
Wojdyłły duma przez nie urość miała,
A krew Olgerda okryć się sromotą.
Marja w zamku świetlicy odludnéj
Ciężko nad brata rozkazem płakała.
Niewolnik, dawniéj na zamku był sługą,
W komnacie Xiężnéj posługiwał długo,
I nieraz wzgardą popchnięty lub nogą,
Na dumnéj duszy przebolał on srogo,
A nie zapomniał, co cierpiał zamłodu!
Strona:Anafielas T. 3.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.
158