Na Bogi! Xiężno! poznasz we mnie Pana!
Pomnisz, gdy nieraz, zgięty pod ciężarem,
Wszedłem w świetlicę i biłem ci czołem,
Tyś urągała obliczem wesołém,
Tyś nieraz słowem bolesném mnie w serce
Wbiła pogardę; i ode drzwi twoich
Nieraz mnie gnali za twemi rozkazy,
Krwawemi znacząc plecy moje razy.
Teraz ja prawo mam popchnąć cię nogą,
Duszę twą dręczyć, dręczyć twoje ciało,
Pastwić nad tobą i oddać ci setnie
Urągowisko, szyderstwo i pletnie.
Na łożu mojém tyś spocząć nie warta.
Idź u drzwi leżeć na twardéj pościeli.
Wojdyłło z tobą łoża nie podzieli,
A milcz! bo jęków uszy nie posłyszą.
Jękami sroższéj doprosisz się kaźni. —
Takie wesele Olgerdowéj córy!
We łzach, na słomie Marija spoczęła.
On popchnął nogą, drzwi zamknął za sobą,
I do Jagiełły poszedł się weselić.
Ona nie spała, ona łzy gorzkiemi
Wianek dziewiczy swój opłakiwała.
Nie taką dolę wróżyła jéj matka,
Nie takiéj ojciec spodziewał się stary,
Nie takiéj młodość świeciła jutrzeńką!
Strona:Anafielas T. 3.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.
160