Strona:Anafielas T. 3.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.
168

Kiejstut dłonią niewolnicze
Usta stulił. — Nie mam pana!
Krzyknął głośno — twój, mym jeńcem!
Idę nie o słowo prosić,
Ale karać go za zdradę. —

Sługi woła. — Zwiążcie! strzeżcie!
W najciemniejszy loch go wrzucić,
Najcięższemi spętać więzy! —
Struchlał dumny ulubieniec,
Upadł czołem; ten go mieczem
Popchnął i szedł swoją drogą.

W drzwiach komnaty, blady, drżący,
Synowiec Kniazia spotyka;
On nań wzrok rzucił gniewliwy.
— Dziękuj krwi twéj, że ci łyka,
Razem z tamtym, kłaść nie każę.
Brata mego pamięć droga,
Droższa, Jagiełło, niż tobie,
Coś na pastwę niewolnika
Siostrę swoję dał rodzoną.
Wiém o zdradzie, wiém o zmowie.
Tyś niewolnik, na méj łasce.
Wiész o losie Jawnutowym;
Ale Jawuut nas nie zdradzał;
On tylko w kobiecéj dłoni
Wielkiéj Litwy nie mógł strzymać;
On na niewolnicze ręce