Sparł plecy o wieżę, drogę zaparł sobą.
Jagiełły koń cofa, tłum cofnął się razem.
— Precz z drogi! precz z drogi! — za Kniaziem wołają. —
Do zamku kto Panu śmié drogę zapierać?
Otworzyć mu wrota! otwierać! otwierać!
Kto zaparł je sobą? kto stanął na drodze? —
Hanul się wprzód rzucił i starca pochwycił.
— Na Bogi! Widymund! Wy pocoście w bramie? —
— Bronię jéj. — Przeciwko tysiącóm? wy stary! —
— Tysiąców nie przeprę. Jagiełło mnie złamie,
Niech starca jednego we wrotach zagniecie,
By nie rzekł kto potém, że jednéj nie było,
I jednéj tu duszy, co wiarę strzymała! —
Tak mówił; gromada na niego się rwała,
I suknie mu darli, i włosy szarpali.
Jagiełło zajeżdżał do zamku swojego;
Wtém spéjrzy do góry — dąb stoi na górze,
Na dębie się chwieje kościotrup przegniły;
On oczy zakrywa — to ciało Wojdyłły
Zwyciężcę Jagiełłę na Wilnie witało.
— A! na kim się pomścić? a karać tu kogo? —
— Widymund jest tutaj, to ojciec Biruty. —
— Widymund! Do jutra niech leży w ciemnicy,
Gdzie leżał Wojdyłło. A rano ze świtem
Niechaj stos nakładną na Świętéj dolinie,
Niech koło postawią na górze Krzyżowéj:
Strona:Anafielas T. 3.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.
199