Strona:Anafielas T. 3.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.
234

Sposobi! Idą wysłani siepacze! —
I chwycił drzewce z ogniska zgasłego,
Siedzi, a krwawe wejrzenie na wrota
Swego więzienia, odważny, posyła.
Aż w drzwiach zapora ciężka się ruszyła.
On wstał. Któś idzie — to idą siepacze.
Patrzy, a nim się rozpoznał w ciemności,
Z krzykiem na piersi Anna Światosławna
Rzuca się, płacząc, i do stóp mu pada.
— Ty tutaj! Anno! —
— To ja, o mój Panie!
Przyszłam podzielać ciężką twą niewolę.
Smutne dni długie i nocy bezsenne! —

— Dzięki ci, Anno! Ale pocóż było
Saméj oddawać na Jagiełły ręce?
Z tobą ja stokroć więcéj boleść czuję,
Bo lepsze czasy na pamięć przychodzą. —

— Więc odejść każesz? —
— Pozostań! na Bogi!
Jesteś, pozostań! Zesłał cię mój Gulbi,
Bym nie zmarł z nudów, nie zjadł się myślami. —

Mówił, oboje płakali do rana,
A kiedy Anna Światosława córka
Usnęła ze dniem w Witolda objęciu,
Drzwi znów skrzypnęły — namiestnik wszedł stary,
Dziewkę służebną wprowadził w komnatę.