Strona:Anafielas T. 3.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.
239

Witold piérwszy raz na promiennéj twarzy
Zajaśniał dawném swobodném weselem.
— Jutro — rzekł — jutro znów wolny polecę!
Jutro! O! czemuż ranek już nie świta! —
Napróżno Anna wabi go ku sobie,
Chwilę ostatnią chce by jéj poświęcił —
Witold przez okno niebo o wschód pyta,
Szaty nadziewa; ledwie na dzień brzaski,
Żonę płaczącą w czoło pocałował,
Zakrył zasłoną i wyszedł z służebną;
Z zamku w ciemności wyrywa się skrycie
I na Mazowsze popędził o świcie.