Strona:Anafielas T. 3.djvu/300

Ta strona została uwierzytelniona.
298

W zamkowych oknach dzień i noc blaski,
Słychać śpiewanie i słychać wrzaski,
Dzień i noc świeci łuna ucztowa;
A lud strwożony tuli się, chowa,
Mija Gród Krzywy, do domów zbiega,
I ledwie Dzieckich zdala postrzega,
Jak wróble, jastrząb’ gdy na nie bije,
W lasy i góry przed niemi kryje.
Skirgiełło w Litwie. Smutno w czużynie!
Na Rusi przywykł gościć, ucztować.
Ciasno mu tutaj w małéj drużynie —
Ni z kim się napić, ni z kim polować.

— Pojadę na Ruś — woła pijany —
Niech dziką Litwę licho zabierze!
Lud wymęczony, biedny, znękany!
Zjadła go wojna, zjadło przymierze.
Cisnę a cisnę, i nic wycisnąć,
Ni z niego siłą datku wydusić.
Nieraz krwi struga musi wytrysnąć,
Nim do poboru potrafisz zmusić. —

Woła, i rogi napełniać każe,
Mnichów zwołuje, zwołuje straże,
Sadza na ławy, przepija z niemi;
A gdy znękani żarty pańskiemi,
Słowo mu jakie rzekną nieskładnie,
Woła na ludzi, rękoma skinie —