Strona:Anafielas T. 3.djvu/305

Ta strona została uwierzytelniona.
303

Tą jakiś zły duch po łożu miota.
Dajcie mi młódszą, piękniejszą, śmielszą,
Co się nie zlęknie ognia, źwierzęcia,
Miodu, i swego Pana Xiążęcia! —


— Kto? do stu czartów! — Skirgiełł zaryczał,
Kiedy we wrotach rogi usłyszy. —
Jaki to tam pies tak zaskowyczał?
Kio śmié w noc późną drwić z mojéj ciszy,
Kiedym przykazał, by z Litwą całą
Wilno usnęło, kamieniem spało,
I tchnąć nie śmiało, i drgnąć nie śmiało? —

Wzniósł się na łoże, a w drzwiach ukaże
Witold. I słudzy padli na twarze.
On pięść złożywszy, zęby zacisnął,
I klątwą dziką w oczy mu prysnął.
— Słudzy ci czołem, ty bij mnie, sługo! —
— Ja! tobie? Xiążę! poczekasz długo,
Nim Kiejstutowicz czołem uderzy!
Nikomu jeszcze nie biłem czołem! —
— To mnie uderzysz, lenniku hardy!
Wiész, że Xiążęcą czapkę ja wziąłem,
W ręce Xiążęcy miecz wziąłem twardy. —
— O! wiém! lecz widzę na twojém czole
Miód nie koronę; a w twojéj dłoni
Róg, co podżega cię na swawole,