Strona:Anafielas T. 3.djvu/327

Ta strona została uwierzytelniona.
325

Na Kiejstutównéj wesele.
Witold nas, Pan nasz, posyła.
Z Jagiełłą Xięciem on w zgodzie.
Chce się w stolicy weselić. —

I piérwsze wozy już wchodzą,
A niecierpliwi żołnierze,
Podnosząc skóry nad głową,
Czekają Witolda znaku.
Wtém z zamku Sudzimund stary
Wypadł, ku wrotóm przybiega;
Długi sznur wozów postrzega;
Pyta, ogląda się na nie.
Na jednym skóry zadrgały,
Dwie się twarze ukazały.
Wnet zbrojny ufiec obwodzi
Z krzykiem wozy Witoldowe,
I wpadają na Żmudzinów,
I odwalają opony,
Mordują w wozach ukrytych.
Krzyk się rozlega daleko,
Strach napastników owładnął,
Pomoc od bram nie przybywa,
Z zamku załoga napływa,
Niéma, jak walczyć i bronić.
Sudzimund już wymordował
Jednych, za drugiemi goni.
I Witold, klnąc, bieży drogą;