Znowu do nich jedzie, znów o pomoc wzywa.
Lecz Mistrz umarł stary; nowego wybrano,
Kto wié, jaka będzie z nowym Mistrzem sprawa?
Z małą garstką ludu do Marji miasta,
We wrota zastukał, odmieniwszy imie.
Do Mistrza z poselstwem z Litwy przyszedł głębi.
I nikt go nie poznał, na zamek wpuszczono.
Na zamkowéj sali w nocnym siedział mroku
Mistrz nowy, Komturów otoczony radą.
Jakieś xięgi patrzą, listy przed się kładą,
I cicho cóś szepcą, a czoła zmarszczyli.
Wtém podwórzec tętni, trąbka się ozwała.
— Do Mistrza! Nieznany chce się widzieć Xiążę. —
Wnet bracia w krużganki rozbiegli się cicho;
Mistrz sam się pozostał, usiadł w wzniosłym tronie,
Czeka. Drzwi otwarły — Witold wchodzi dumnie.
On spójrzał i porwał, i stoi milczący,
Bo poznał Witolda, a boi się zdrady,
I lęka, czy zamku nie ubiegł ze swemi?
— Cny Mistrzu! — rzekł Witold — otom u was znowu!
Z prośbą po raz trzeci, do was, do Zakonu. —
— Z prośbą? do Zakonu? Wy ze mnie szydzicie! —
— Na Boga, nie szydzę. Jagiełło mnie zdradził,
Ja zdradzam Jagiełłę, i do was znów idę. —
— Lecz Zakon ci, Panie, trzy razy wszak wiary
Dotrzymał, nie zawiódł. —
— O! Zakon dotrzymał
Strona:Anafielas T. 3.djvu/330
Ta strona została uwierzytelniona.
328