Strona:Anafielas T. 3.djvu/331

Ta strona została uwierzytelniona.
329

Obietnic, gdy dwoje w kolebce struł dzieci! —
Mistrz głowę opuścił.
— Zapomnim przeszłości.
Jam u was! — pomożcie! Zapłacę Krzyżakóm
I sławą, i ziemią, i wojną z Lachami,
Zapłacę sowicie, co dla mnie zrobicie. —

Mistrz czoło pociera, Komturów zwołuje.
Już wieść się rozeszła, że Witold na zamku,
Więc śpieszą i wkoło siadają naradzać.
Długo w noc się sporzą i ostro ścierają.
A Witold uśmiecha. On pewny, że znowu
Odepchnąć go nie śmią. I nim dzień zaświtał,
Na karcie przymierza ciśniono pieczęcie.

— Teraz — rzekł do Mistrza — nie tak nam wojować.
Ja pójdę do swoich, od chaty do chaty,
Od sioła do sioła; a kto łuk naciągnie,
Kto procą wyrzuci, kto pałkę podniesie,
Ja wszystkich zabiorę; ja spędzę wam tłumy
Ze Żmudzi, z Podlasia, od Rusi, ze stepu,
Gdzie konie Tatarskie w morzu się kąpają;
Ja pójdę i płacić, i prosić, i silić,
Ja zbiorę wam wojsko, jak chmurę szarańczy,
By Litwę zalało, zniszczyło, zajadło,
Jak pomor, jak pożar na kark jéj upadło.
Wy, Mistrzu, pójdziecie po Niemcach, po braciach,
W zamorskie krainy, w daleki kraj waszy,