Jagiełło chciał odejść, lecz Polscy wodzowie
Wciąż mówią: — Dobędziem! — i wciąż go trzymają.
Już w Polskim obozie głód ciężki blademi
Rozpiął się skrzydłami; i żołnierz wymiera,
Chleb z ością i kłosem przegniłym pożera;
Dla koni daleko szukają posiłku,
I strzechy odarte zgłodniałym rzucają;
Mrą ludzie w obozie! Jagiełło chce wracać,
Polacy nie dają, i mówią: — Zdobędziem! —
A Witold? On patrzy, na oczach mu żarem
Pali się chęć zemsty. Nie przebrnąć za Niemen,
Ni dostać na zamek. Codziennie załoga
Posyła, wołając: — Ratuj nas! giniemy! —
On patrzy i duma; co począć, sam nie wié;
Klnie cały świat Boży w rospaczy i gniewie.
Nakoniec pomyślał — przez rzekę łańcuchem
Zarzucił i łodzie do ogniw posplatał,
Wojsko swe przez Niemen do zamku przeprawia.
Wtém z góry puścili Polacy bierwiona,
I kłody ogromne, i sosny z gałęźmi,
A Niemen je niesie na lodzie Witolda,
A Niemen o łodzie drzewami uderza,
I toną w Niemnowych wód głębi Litwini,
Łańcuch się rozdziera, czółna pęd porywa,
A z mnogiéj wyprawy, na stronę przeciwną,
Na obóz Jagiełły jeden człek przybywa.