Sieką i biją, aż rzezią bezsilni,
Nazad do zamku powrócą oddychać.
A w nocy ani zasnąć, ni odpocząć!
To ogień rzucą, to najdą od boku,
To porwą jeńców. I niéma spokoju!
Wojna straszliwa, bo wojna bez boju,
A w ciągłéj trwodze, ni wygrać nadziei.
Mistrz marszczy czoło, Graf Algard się gniewa.
— Dopókiż będziem stać pod tym szałasem?
Patrzeć, jak dzieci, na tę garść poganów?
Nam trzeba działać, całą rzucić siłą. —
— Czekajcie — Witold w ucho Mistrzu szepce —
Jutro wy wszystkich sposobcie do boju.
Na Krzywym Grodzie z dwóch stron pożar rzucą.
Płomień ich wewnątrz, my zewnątrz napadniem,
Obu zamkami i Wilnem owładniem. —
I kilku swoich wysłał potajemnie.
Niemcy tymczasem siedzą pod namioty,
Spijają miody i kości rzucają,
To z psy na łowy w lasy się puszczają.
Aż nadszedł wieczór. Niebo jasne było,
Xiężyc nie świecił, tylko piaskiem złotym
Gwiazdy na niebie błyszczą rozsypane.
Cicho w obozach. Wtém nagle zaświszczą
Z dwu stron płomienie nad parkan wybuchłe;
Strona:Anafielas T. 3.djvu/344
Ta strona została uwierzytelniona.
342