Strona:Anafielas T. 3.djvu/359

Ta strona została uwierzytelniona.
357

Na karb zamężcia to kładzie.
I Anna, postrzegłszy, zcicha
Jego się szczęściem uśmiecha.
I Zofij oczy za łzami
Błysły tęsknemi uśmiechy,
Jakby matce dla pociechy,
Jakby ojcu na zapłatę,
Że szczęście, radość jéj wróży.

Jedna Ryngala nieśmiało,
Smutno siedzi w końcu stoła;
Rzuci okiem na Henryka,
Wzrok odwraca i unika,
By nie spotkać się z wejrzeniem.
On ją postrzegł — w jego sercu
Stary pożar się rozpalił,
Sukni swéj zapomniał mniszéj,
Porwał puhar, patrzy na nią,
Myśl gdzieś pędzi w młode kraje,
Znowu swaty jéj przysyła.
Lecz Ryngala spuszcza oko,
Łza na ręce z powiek spada.
— Można wiarołomnym wierzyć? —

Ale uczcie koniec szumnéj.
Witold żegna swoich gości,
Zofję w czoło pocałował,
Oddał matce. Matka z łzami