Kiedy słowa wiatr rozwiewa. —
— A więc karta? — Henryk rzecze —
Oto Polskie są pieczęcie. —
— Karta! karta! — Witold znowu —
Kartóm głupcy tylko wierzą.
Trzy-m pieczęcią moją cisnął
Dla Zakonu, trzy zerwałem,
Gdym chciał zerwać, myślał zdradzić. —
— Czegoż więcéj możesz żądać? —
— Władzy! Litwy! Wilna mego! —
— A więc śpiesz, i idź po niego. —
— Dobrze — cicho Wilold rzecze. —
Słowo biorę, biorę kartę.
Lecz na Bogi nasze stare,
I na nową klnę się wiarę,
Jeśli Król zawiedzie słowo,
Ja wskróś Polskę przejdę całą
I powrócę z jego głową,
Choćby mnie kosztować miało
Własną moję! — Pięścią cisnął,
Zęby zgrzytnął, okiem błysnął.
Siadł, i rękę Henrykowi
Podał. Długo w noc się czarną,
U ogniska, ich rozmowa
Ciągnie, zrywa, rozpoczyna,
I rozżarza i ucina.