Środkiem Witold się przechadza,
Wszędzie spójrzy, powié słowo,
Lud zwołuje i zgromadza.
Wtém mu Anna zajdzie drogę.
— Mężu! Panie! — rzecze cicho —
Czegoż dziecię tak ci prędko
Z twego domu w świat wyprawiać?
Dzień mi jeszcze, dzień daj jeden! —
— Dzień — nie; dwa dni, Anno moja!
My z nią jedziem, ja ją wiodę.
Każ sposobić swéj czeladzi. —
— Lecz tyś wczoraj nie wspominał?
Chciałeś długo posłów wstrzymać. —
— Wczoraj, Anno! wczoraj przeszło,
Przyszło dzisiaj. Rób co każę. —
Poszła Anna. Mistrz mu drogę
Zaszedł. — Dokądże tak skoro? —
— Chcę me dziecko przeprowadzić.
Pora ciężka. Niech ucieka.
Późniéj wiatry, późniéj burze.
A Moskwa, wiész! o! daleka!
Wasyl niecierpliwie czeka.
Posły nawet mnie prosili,
Bym nie zwlekał jednéj chwili.
I wy, Mistrzu, wy też z nami?
Dłużéj podzielcie gościnę.
Strona:Anafielas T. 3.djvu/364
Ta strona została uwierzytelniona.
362