Strona:Anafielas T. 3.djvu/367

Ta strona została uwierzytelniona.
365




XLIX.

Malborskie wieże na niebie czerniały,
Słońce świeciło. Witold piersią całą
Odetchnął; spójrzał na zamkowe ściany.
— Bądź mi zdrów, Mistrzu! niewolo Zakonu!
Kłamstwo tak długie, upokorzeń tyle!
Przecież się z wami rozstanę na wieki,
I Litwa moja! jam na Wilnie Panem!
Krwią-m się dowalczył serca u Jagiełły.
O! gdyby prędzéj usiąść na stolicy,
I cienióm ojca położyć na grobie
Czapkę Xiążęcą i miecz mój skrwawiony! —
— Do Metemburga! — zawołał czeladzi. —
Wy jedźcie z Xiężną i posły Ruskiemi.
Moi zostaną. — Gdzie Witold prowadzi?