Katarzyna. Mój drogi, już nic nie powiem, bo mogłabym ci przeszkodzić w pracy.
Leonard. Obyś mogła tego dotrzymać!
Katarzyna. Ust nie otworzę.
Leonard. Doskonale.
Katarzyna. Widzisz mój złoty: już nic nie mówię.
Leonard. Widzę.
Katarzyna. Pozwalam ci pracować w spokoju...
Leonard. Pozwalasz.
Katarzyna. I układać bez przeszkody swój wyrok. Czy prędko będziesz gotowy?
Leonard. Nigdy nie będzie, jeżeli nie zechcesz być cicho. (Pisząc): „Item, sto dwadzieścia lirów renty, które tenże niegodny opiekun wyłudził biednej sierocie...“
Katarzyna. Słuchaj! Cicho! Słuchaj! Czy to nie wołają do ognia? Zdawało mi się, żem słyszała. Ale możem się i pomyliła. Czy może być coś okropniejszego, niż pożar? Ogień jest jeszcze straszliwszy od wody. W przeszłym roku widziałam, jak paliły się domy w Pont-au-Change. Co za zamęt! Co za szkody! Mieszkańcy wyrzucali swoje sprzęty do rzeki i sami wyskakiwali przez okna. Nie wiedzieli sami, co robią; przestrach odbierał im rozum.
Leonard. Boże miej litość nade mną!
Katarzyna. Czego wzdychasz, aniołku? Powiedz mi, co ci dolega?
Leonard. Już nie mogę!...
Katarzyna. Odpocznij trochę, Leonardzie. Nie jest
Strona:Anatol France - Komedja o człowieku który zaślubił niemowę.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.