Strona:Anatol France - Poglądy ks. Hieonima Coignarda.djvu/58

Ta strona została przepisana.

latały bardzo wyraźnie do jego uszu, a był porywczy i nie umiał panować nad sobą. Toteż bałem się bardzo, by gniew jego nie wyładował się w słowach ordynarnych i brutalnych pogróżkach. Widziałem już w duchu jak bierze w rękę wielki szpikulec, zawieszony zawsze u pasa, niby szpada honorowa, bowiem sławę swą zakładał i zaszczyt cały na tem, że był kuchtą.
Ale obawy moje były w połowie jeno uzasadnione. Okoliczność ta, że Kasia okazała się cnotliwą ułagodziła wielce mego rodzica, toteż poprzestał na tem, że chwyta księdza na gorącym uczynku i nie zamierzał go obrażać, przeciwnie zadowolenie wzięło górę nad gniewem.
Zbliżył się do mego drogiego mistrza dosyć poufale i rzekł z szyderczą powagą:
— Księże Coignardzie, wiedz o tem, że każdy kapłan zbliżający się do dziewki, zatraca swą cnotę i naraża na szwank honor. I jest to nawet słuszne, że roskosz nie dorównywa stracie.
Kasia oddaliła się, strojąc powabne minki uciśnionego niewiniątka, zaś mistrz mój odpowiedział ojcu z miłym uśmiechem słodko i wymownie, jak zawsze:
— To wyśmienita maksyma mistrzu Leonardzie. Ale nie należy jej stosować bez zastanowienia i przyklejać wszędzie, za lada okazją,