Szczerogęba, przechadzający się po ogrodzie, odezwał się w te słowa:
— Nie godzi się hrabi Srebrnych Wybrzeży podnosić ręki na białogłowę, jaśnie paniczu.
Pierwszą myślą Jantarka było nadziać na łopatkę olbrzymie ciało Szczerogęby. Ale że wykonanie tego zamiaru nasuwało trudności wprost nie do pokonania, Jantarek poprzestał na czynności wiele łatwiejszej — przycisnął nosek do najbliższego pnia drzewnego i rozbeczał się w głos.
Zazulka ze swej strony usiłowała podsycić potok obficie płynących łez przez sumienne wciskanie obu piąstek w oczy. I w bezgranicznej rozpaczy tarła nosek o pień sąsiedniego drzewa. Już i zmrok zaczął rozsnuwać się nad parkiem, a dzieci płakały jeszcze każde przy swojem drzewie. Wreszcie musiała zejść sama księżna; wzięła dzieci za rączki i odprowadziła je do zamku. Oczka malców były niemniej czerwone od ich nosków, a buzie aż nabrzmiałe od wylanych łez. A wzdychały tak boleśnie i pociągały noskami tak żałośnie, że serce się krajało poprostu. Wieczerzę zjadły mimo to ze smakiem, poczem ułożyły się do snu, każde w swojem łóżeczku. Zaledwie jednak zgaszono światło i zostawiono ich samych w pokoju, z dwóch łóżeczek podniosły się równocześnie dwa małe upiorki, odziane w długie nocne koszuliny i rzuciły się sobie na szyję wśród wybuchów szalonego śmiechu.
Tak rozpoczęło się kochanie księżniczki Żyznych Pól — Zazulki i Jantarka, hrabi Srebrnych Wybrzeży.
Strona:Anatol France - Zazulka.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.