Król Mikrus porwał ją w ramiona. Pomimo karlego swego wzrostu, siła jego była olbrzymia, to też uniósł Zazulkę, jakby nie była cięższą od źdźbła słomy, i tak przebiegali ziemię, jakby byli cieniem przelatujących w górze ptaków.
— Zazulko, za chwilę ujrzysz swą matkę. Posłuchaj jednak, co ci powiem. Jak ci przyrzekłem w dzień twego przybycia, każdej nocy widujesz we śnie jej obraz i każdej nocy drogi twój wizerunek okazuje się we śnie jej oczom. Matka twoja uśmiecha się do twego obrazu, mówi doń, i okrywa go pieszczotami. Dziś zażądałaś, bym ciebie żywą zawiódł do jej komnaty. Wypełnię twą prośbę, pod warunkiem jednak, że nie przemówisz do niej, nie dotkniesz jej nawet. Bo gdybyś warunek ten złamała, czar pryśnie, i nigdy już matka twa nie ujrzy ciebie, ani twego obrazu, który bierze za ciebie samą.
— Będę ostrożna! ale przyrzekam... maleńki królu Mikrusie, że będę ostrożna.... O Boże! to zamek mój, zamek!
Rzeczywiście zamek Żyznych Pól ukazał się na rozgwieżdżonem tle nieba. Zaledwie Zazulka przesłała pocałunek drogim ukochanym murom a już minęli łany pachnących lewkonii, rosnące u wejścia do miasteczka. Jeszcze chwila, a kręty gościniec, nad którego rowami unosiły się ciche świetliki, zawiódł ich aż przed bramę zamkową, którą król Mikrus otworzył również szybko i zręcznie, jak otwierał zamki swego państwa, niema bowiem kłódki, zasuwy, łańcucha i kraty, któraby mogła się ostać mocy Krasnoludka.
Zazulka przebiegła kręte schody, wiodące do sypialni matki. U drzwi jej przystanęła, oburącz powstrzymując gwałtownie bijące serce. Drzwi otworzyły się bez szelestu i w świetle lampki nocnej ujrzała matkę swą wychudzoną i pobladłą, z włosami siwiejącemi na skroniach, ale może piękniejszą jeszcze w tej melancholii,
Strona:Anatol France - Zazulka.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.