Strona:Anatole France - Wyspa Pingwinów.djvu/25

Ta strona została przepisana.

ufają Panu? Czy nie znaczyłoby to gardzić darami Tego, który zesłał mi tę kamienną kadź bez żagli i masztu?
Na zapytanie to Szatan, wielki teolog, odpowiedział innem zapytaniem.
— Ojcze mój, czyż chwalebnem jest czekać z założonemi rękami, aż przyjdzie pomoc z góry i żądać wszystkiego od Tego, który wszystko może, zamiast postąpić z ludzką przezornością i radzić sobie samemu?
— Nie, bezwątpienia — odrzekł świątobliwy starzec Maël — byłoby kuszeniem Boga, gdybym zaniedbał postąpić zgodnie z przezornością ludzką.
— Otóż — nalegał Szatan — czy nie jest przezornie kadź tę zaopatrzyć w ster, maszt i żagle?
— Byłoby to przezornie, gdyby w inny sposób nie można było na czas przybyć.
— He, he, kadź twoja jestże tak szybka?
— Jest nią o tyle, ile się Bogu podoba.
— Cóż możesz wiedzieć o tem? Sunie ona jak pantofle ojca Budoc. Prawdziwy to żółw. Czyż wzbronionem ci jest powiększyć jej szybkość?
— Synu mój, jasność zdobi słowa twoje, są one jednak zbyt cięte. Zważ, że jest to koryto cudowne.
— Zaiste, ojcze mój. Koryto granitowe, pływające po wodzie jak korek, jest korytem cudownem. Niema co do tego żadnej wątpliwości. Cóż z tego wnioskujesz?
— Jestem mocno zakłopotany. Czyż stosowne jest ludzkiemi i naturalnemi środkami ulepszać maszynę tak cudowną?