Strona:Anatole France - Wyspa Pingwinów.djvu/38

Ta strona została przepisana.

łancholijnej twarzy poprosi! o głos. Nikt go nie znał. Nazywał się Probus i nie był kanonizowanym świętym.
— Prześwietne zgromadzenie wybaczyć raczy — rzekł. — Nie mam aureoli i bez blasku zasłużyłem na wiekuistą szczęśliwość. Po tem co powiedział wam wielki święty Augustyn, uważam za stosowne zawiadomić was o okrutnem doświadczeniu, jakie uczyniłem, co do warunków potrzebnych dla ważności sakramentu. Słusznie mówi biskup Hippony: sakrament zależy od formy. Moc i słabość jego zarówno polega na formie. Posłuchajcie, wyznawcy i prałaci, smutnej mej opowieści. Byłem księdzem w Rzymie, za rządów cesarza Gordjana. Nie mając, w przeciwieństwie do was, żadnych szczególnych zasług, spełniałem jednak pobożnie obowiązki kapłańskie. Służyłem przez czterdzieści lat przy kościele świętej Modesty za Murami. Prowadziłem życie uregulowane. Co sobotę szedłem do karczmarza imieniem Barjas, wraz z amforami swemi mieszkającego za bramą Kapuariską i kupowałem u niego wino, które święciłem każdego dnia w tygodniu. Ani razu przez tak długi przeciąg czasu nie zaniedbałem odprawić świętej ofiary mszy świętej. Nie było jednak radości we mnie i z sercem ściśniętem przez niepokój zapytywałem na stopniach ołtarza: «Dlaczego smutną jesteś, duszo moja, i czemu mnie niepokoisz?» Wierni, których wzywałem do stołu Pańskiego, byli dla mnie powodem smutku i zmartwienia. Mając jeszcze na języku,