teczna ta książka, nie dla wszystkich niewiast jest przeznaczoną. A najprzód: niemają do niéj żadnego prawa, kobiety, którym się zdaje, że są paniami wielkiego świata, —
Które w swym domu siedząc za stołem
Z mężem i dziećmi i gośćmi społem,
Kurzem ubiegłych balów odurzone
A wykrzyknikiem lokaja zbudzone,
Że niema soli, pieprzu i chleba,
Zgniewem odrzekną — to kupić trzeba!
Natychmiast strojny galonem służalec,
Prosty i sztywny jak na szyldzie palec —
Choć mu pieniędzy pani niedała,
Biegnie w ulicę do sklepu Michała:
I za grosz wszystko — za pięć bierze chleba,
— A gdzie pieniądze? bo pieniędzy trzeba.
„To jest dla dworu, — to dla pani jaśnie!“
— Gdzie na chleb niema, tam i jasność gaśnie
Odrzekłszy Michał — bąknął: hołota!
Wielka mi pani — kiedy niema złota.
I przywoławszy swą córkę dziewicę,
Kazał dług nowy, wpisać na tablicę.
A wszyscy tym czasem jedzą powoli,
Czekając chleba i pieprzu i soli.
Bezużyteczną jeszcze będzie ta broszura, dla wszystkich niewiast podobnych do téj: która