Strona:Anda Eker - Historja o mokrej Ciotce Słoci i o jasnem Słoneczku Oczku.pdf/16

Ta strona została przepisana.

Leniwym, drewnianym krokiem zbliża się ku łóżku Zosi, a wodne strugi miarowo spływają z niej na podłogę. Nie jest już figurką z barometru, ale żywym, do nitki przemokłym człowiekiem. — Nachyla się nad Zosią i robiąc kwaśną, brzydką minę, skrzeczy:
„Uff! A tom się zmęczyła na tej psiej pogodzie! Jestem tak strasznie mokra, że miałabym wielką ochotę położyć się do twego łóżka...
Księżyc odczarował mię na przeciąg tej jednej nocy... Nuże! Ruszaj się śpiochu!
Masz tu mój parasol, masz tu moje kalosze i spróbuj mię zastąpić za oknem! Tak mi się wczoraj uważnie przypatrywałaś, że śmiało mogłabyś mnie wyręczyć! No, jazda!
— — — I nie pomogło błaganie przerażonej Zosi. Musiała wyjść z ciepłego łóżeczka, musiała wciągnąć niewyciśnięte kamasze i pończochy, rozmokłe, gąbczaste buty, rozlazłe kalosze i wstrętną peleryną z łatą na plecach, co razem stanowiło tak dobrze znany dziewczynce strój Kumy Słoty. — Potem chwyciła w ręce galaretowaty parasol z drewnianą rączką i... szups! już jej niema w pokoju! A gdy tylko znalazła się na deszczułce za oknem, poczuła, że staje się małą, malutką, że kurczy się i zwęża, ściąga i ścieśnia. Ręce stają się twarde, chude i kruche, stopy robią się płaskie, jakby miały być podstawką figurki. Całe ciało drętwieje i trzeszczy i wrasta w deszczułkę. Jasne warkoczyki zniknęły, rumieńce wsiąkają w skórę, oczy gasną i nieruchomieją, jak oczy Ciotki Słoty. Równocześnie w nosku zakręciło, załaskotało...
A psich! A psich! — Zosia dostała kataru.
A tam, gdzie dziewczynka miała serce, jest teraz wydrążony otworek, a w nim jakieś druciki.