Strona:Anda Eker - Historja o mokrej Ciotce Słoci i o jasnem Słoneczku Oczku.pdf/18

Ta strona została przepisana.

Zawsze ją będzie spłukiwał deszcz, szczypał wiatr i kąsał ziąb? — Zawsze będzie kichać i kaszleć? — Nie! A psich! O jak dobrze było w ciepłem, miękkiem łóżeczku! — —
Mogła wczoraj tak dobrze bawić się lalką-krakowianką!... Mogła czytać o „Krasnoludkach i sierotce Marysi“, albo pomagać Olkowi przy naklejaniu marek.
A teraz? Co zrobić teraz? Co będzie, jeśli już nigdy nie zostanie sobą — Zosią? — uczenicą drugiej klasy? — Co będzie?

...Na świecie czyniło się coraz jaśniej i ciszej. Księżyc zawstydził się, zbladł i zniknął w szparze między dwoma domami. Tylko kilka gwiazd liljowo-złotych błyskało jeszcze na niebie. Z za mgły wychyliły się zaspane sąsiednie dachy. W latarniach dopalało się światło nikłe i blade. Deszcz przestał szlochać, a tylko od czasu do czasu popłakiwał bezsilnie i ostatnie, słabe krople rozmazywał na chodnikach. Wiatr ucichł zmęczony, siadł na kasztanach i czekał na słonko, aby mu ogrzało sine, zmarznięte ręce. Z kominów powlókł się pierwszy, poranny dym i przesłonił złoto-liljowe gwiazdy, które się spóźniły i nie zdążyły jeszcze uciec wraz z księżycem. — Zosia stała za oknem i patrzyła tępo, bezmyślnie. Cóż ją to może obchodzić, skoro nigdy nie będzie prawdziwą Zosią? — Czuła, że nogi bolą, stopy pieką, a w serduszku, w małem zmniejszonem sercu, które się nagle znalazło w wydrążonym otworku, niema nic, prócz wielkiej tęsknoty za prawdziwym domem, prawdziwym Olesiem, mamą i dziecinnym pokojem. I spostrzegła jednak, że już jest lepiej niż