Strona:Anda Eker - Historja o mokrej Ciotce Słoci i o jasnem Słoneczku Oczku.pdf/9

Ta strona została przepisana.

„Deszczyku, deszczyku szary
Syp kropelkami bez miary
Syp niemi gęsto i długo
Deszczyku — szary mój sługo...“

...Siedzi Zosia zła i nadąsana przy oknie i widzi za szybą ulicę zachłyśniętą deszczową wodą. — — Napróżno lala-krakowianka zerka w stronę Zosi i kusi tak pięknie, jak tylko lalki umieją:
„Pobaw się ze mną, Zosienko!
Takbym chciała ubrać nową sukienkę!
Takbym chętnie zjadła talerzyk zupy w moim tekturowym pokoju!“ Ale gdzież tam! Zosia nawet nie spojrzała na swą jedynaczkę. Siedzi nieruchomo i liczy uparcie, naprzekór całemu światu łzy spływające po szybie. Nie pomoże nic lalka-krakowianka, ani książka pełna kolorowych obrazków i uciesznych historyjek. Nic nie zdoła udobruchać Zosif, która wpatruje się jak urzeczona w okno, we figurkę z barometru, w jej gorzką, cierpką twarz, płaskie buciory i płaszcz z kapturem ociekający nitkami deszczowej wody... — — I oto spełnia się czar Ciotki Słoty:
Zaklęcia jej wkradają się w duszyczkę i serce Zosi. Z mokrych pończoch i starego parasola idzie ku dziewczynce jakaś zła, silna moc. Coraz wyraźniej układają się usta w podkówkę, powieki robią się coraz cięższe, ciało oblepia gęsta, kleista maź nudy, a w uszach dźwięczą nieznośne, uparte słowa:

Nigdy, nigdy nie pozwolę
Schować brzydkie parasole
Chlip... chlip... chlap...“