modlitwę mówić, której ty ich nauczysz wedle tego, co tobie teraz nakazuję. „Panno najłaskawsza, mają mówić — pisz pan czym prędzej, bo zapomnę — krzyknął, a dziadek chwycił pióro — coś się zjawiła biednemu włóczędze w miejscu, skąd zwykle woda tryska, spraw, niech to miejsce będzie odtąd źródłem miłości oraz przebaczenia dla wszystkich, którzy w to uwierzą. Przez Chrystusa Pana naszego amen.” I zniknęła, i chór zaśpiewał Witaj Królowo.
— Hm — mruknął dziadek laską kręcąc, aż cienko zapiszczała guma. — A gdzie masz dowód?
— Dowód? — zakrzyknął z gniewem żebrak — a to, że władzę odzyskałem w mych członkach?
— Kaleką byłeś?
— To pan nie pamięta, jak na laskach tutaj przypełzałem po marny grosz, którym od śmierci nas ratujesz we wtorek każdy?
— Mówiłeś, żeś po wodzie chodził?
— Sam nie wiem, jak to mogło być?
— Idź se już. Opowiedz księżom, co się stało.
— Mnie, panie, księża nie uwierzą. W pańskie ręce składam teraz losy świata. Panu to mówię, co mi powiedziała królowa nasza, i panu resztę pozostawiam.
To powiedziawszy dziad się skłonił i ku drzwiom ruszył, nogą włócząc.
— Czekaj — powiedział dziadek — dlaczego ausgerechnet[1] mnie? (z austriackiej szkoły będąc, mieszał czasem obce słowa, gdy był gniewny lub zdumiony).
— Natchnienie takie zaraz miałem — rzekł dziad od drzwi się odwróciwszy — bo Panna mi się objawiła w takiej postaci, w jakiej stoi na drugim piętrze twego domu. Tyś jej czciciel, ty wykonaj jej wolę, którą powierzyła mnie niegodnemu i grzesznemu.
— A to — powiedział dziadek — łgarz — gdy ten już wyszedł.
- ↑ ausgerechnet (niem.) — właśnie, akurat