Strona:Andrzej Kijowski - Dziecko przez ptaka przyniesione.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, jakie śliczne i nabożne to dziecko — szeptano, kiedym wchodził za dziadkiem do kościołów; dziadek pantoflami z filcu człapiąc (już tylko takie nabić umiał na popuchnięte stopy), laską ogumioną dziabiąc posadzkę, gniewnie przed główny ołtarz sunął, a ja z rączkami złożonymi tuż za nim. Włoski moje złote dłoń niejedna gładziła; panie łzy miały w oczach, usta karminem pociągnięte do mego czoła przybliżały — w zapachu szedłem, perfum, pudru, a dziadek mruczał:
— Od bab z dala!...
Wpatrzony w ołtarz, w rzędy świec, w kwiaty, wazony i lichtarze, w filary, ramy złote, skrzydła, w główki nucące pieśń bez słów, w serca kapiące krwi kroplami, w promienie z drzewa, w ciernie z drutu, w gipsowe chmury, w gwiazdy z blachy, i w te postacie kolorowe odziane w brokat, złoto, tiul, powiewające tasiemkami i gęstym frędzlem ozdobione, postacie, które ręce wznoszą albo klękają lub w ukłonach zginają cały tułów wpół, przystępowałem do rachunków nieodwołalnych, ostatecznych:
— Najpierw dwie płcie od siebie precz — panowie w prawo, panie w lewo. Tak jak w dolinie Józafata rozdzielił Ojciec ludzkość całą na złych i dobrych, mądrych — głupich, na jasnych — ciemnych, silnych — słabych, gdy wybawiona ludzkość przyjmie postać aniołów — mężczyzn smukłych, których na wieki usynowi przedwieczny Ojciec — a gdy reszta zmieni się w brzydkie i bezwstydne, gołe, kudłate, pstre, wrzaskliwe sieroty — baby, ja już dzisiaj, boskim pragnieniem uniesiony czystości, ładu i jasności rozwiązywałem dylemata życia; ono jest chaos, głupstwo, zanim...
Zanim przez miłość człowiek wejdzie w trwalsze od formy związki z życiem.