● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● |
Więc „precz!” do bab wyfiokowanych, pachnących wołam — „precz!” z kwiatami na kapeluszach i w dekoltach, wynosić mi się w lewą nawę, a mężczyzn w prawą zganiam batem. I zmienić strój: wszyscy na czarno — w płaszczach z kapturem lub w welonach — wyjątek czynię dla mundurów wojska, policji oraz straży granicznej, miejskiej i pożarnej, także dla poczty i kolei... Tu się wahałem i w rozterkę co do mundurów popadałem, bo coraz więcej było służb w świecie, co ze mną równocześnie rósł i dojrzewał, coraz nowe wyjątki rodząc od reguły.
● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● |
Więc w gniew wpadałem — dziecko słodkie — pań ulubieniec i żebraków. Na czele dziadów moich szedłem zdobywać miasto. Kroczyły moje głupki wierne, i cudotwórcy, wizjonerzy, przekupnie, grajki, wydrwigrosze — moje sieroty, moi chłopcy z zakładu Panny Oblubieńca — bractwo z kuchennych schodów, z podwórek, przedmieść — z bud nad Wisłą, którem oglądał objeżdżając miasto dla dobroczynnych celów... Na czele dziadka klienteli precz szedłem pędzić... Dzwony biły... I za kamienie — w szyby prask! — i miasto nasze. Górą dziatwa!
● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● | ● |
Więc ja na czele tłuszczy zbrojnej? Gdzież moja świętość, gdzie pokora? Gwałt jest świętości konsekwencją, ostatecznością skrajną samej skrajności. Co robisz, dziecko? Podnosisz chłopstwo przeciw władzy, kozaków spijasz wódką siwą i zbroisz w kosy oszalałą czerń hajdamacką? Sztandar niesiesz pożogi, buntu — prawa depcesz, pod Parlamenty ogień kładziesz,