Strona:Andrzej Kijowski - Dziecko przez ptaka przyniesione.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie przedstawiam wydarzeń, lecz ich treści warstwami kładę, w miarę jak postać się rozwija, którą obrałem, jak geometra punkt obiera, aby ogarnąć przestrzeń dla pomiarów. „Ja” mówię nie o sobie, lecz osobie dowolnie wymyślonej zaimek taki przypisuję, aby przekonać czytelnika, że osobiście znam tę duszę, której plan wewnętrzny kreślę. Plan zatem, nie historię; bo to rzecz inna, co się z człowiekiem działo w czasie, czego dokonał, o czym dumał, inna zaś — czym on jest — ów człowiek — mówię — wobec świata: jaki udział bierze w wydarzeniach i w ruchu pojęć, o ile jest ich rezultatem i tworem-matrycą, którą rzeczywistość tłoczy, taśmą dźwiękową, kliszą czułą, na których siada pył widziadeł i głosów; czy też na odwrót — on jest źródłem, nadawczą stacją, uderzeniem w dzwon natury, bodźcem, który jej mówić każe, wolą, która sens nadaje głosom, co w kosmosie szumią, inwencją, która odczytuje zaszyfrowaną mowę świata, instynktem, który znaczeń szuka, jak zwierz pokarmu pod zaspami? Samotny jest wśród bezmyślności, czy jakiejś wielkiej myśli cieniem? Sierotą ponad miarę mądrym, czy synem prawym, chociaż ślepym, który swego ojca nie umie poznać? Kim jest to dziecko w byt rzucone jak w ciemną puszczę, kim jest dziecko, co rozumie i poznaje wszystko prócz tajemnicy swego przyjścia, prócz miłości, co mu życie dała, i piersi, która je karmiła? Synem wilczycy? Ptaka? Ducha? Czy dwojga ludzi zagubionych, jak ono, w niezmierzonym świecie?
Autorowi wszystko wolno, jest bowiem stwórcą i osobą: stwarzając — wolność zachowuje, wolność założeń, wolność celów. Zakładam zatem, że moje powieściowe „ja” jest w świecie idei tym, czym jest atom dla kosmosu: mikrostrukturą i modelem, źródłem energii i programem; jest kodem, w którym znaki wszy-