przywódcy emigracyjni, jak gen. Dwernicki i Lelewel, patronowali temu przedsięwzięciu. Głupota czy zbrodnia? — zapytywali współcześni. Ileż razy Polak w owym czasie musiał zadawać sobie to pytanie! Z jakim bezmiarem idiotyzmu, przekupstwa, zdrady, intryg miał na co dzień do czynienia. Komu wtedy nie zarzucano zdrady albo pospolitego złodziejstwa! Pamiętać trzeba, że wywiady ówczesne i tajne wydziały ministerstw pracowały z wielką perfekcją, czyniąc wszystko, co można, aby atmosferę polityczną zanieczyścić, aby cień podejrzeń rzucić na wszystkich. Przez prasę emigracyjną płynie nieprzerwana struga kłamstw, pomówień lub zwykłej goryczy; to samo widzi się w pięknej, romantycznie wystylizowanej korespondencji owego czasu.
W biedzie, w strachu, wśród głupstwa i łajdactwa rodziła się więc największa polska poezja. Powstawała w hotelach i „pokojach umeblowanych” Francji, Włoch, Szwajcarii. Bez mecenasów ani czytelników, bo ich nie znajdowała ani wśród emigracji zadręczonej i zajętej walką o chleb, ani w kraju, do którego nie wpuszczał jej cenzor. A zresztą łatwo sobie wyobrazić usposobienie społeczeństwa w kraju po klęsce, która tutaj wydawała się znacznie bardziej ostateczna, niż to z emigracji można było zobaczyć! Na emigracji była bieda, były swary i kłopoty meldunkowe, w kraju zaś działała policja jawna i tajna, krążyli szpicle, szantażyści, lizusy, oportuniści. Strach tu rządził — strach przed aresztowaniem, deportacją, konfiskatą mienia, wygnaniem z domu, przed wyrzuceniem dziecka ze szkoły...
Skąd więc właściwie wziął się materiał na arcydzieła? Czy tylko z wielkiego wstrząsu, jakim było powstanie? Oczywiście, wstrząs ten odegrał zbawczą rolę; ponadto pamiętać należy o literackim przygotowaniu na podobną literaturę, jakie młodzi wówczas pisarze odebrali przez lektury swych wielkich poprzedników i rówieśników: Goethego
Strona:Andrzej Kijowski - Listopadowy wieczór.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.