przestrogi»
Co zrobić z brednią, która ma znaczenie? Historyk i krytyk literatury musi sobie często zadawać to pytanie, ponieważ literatura pełna jest zjawisk, które przestały mieć wartość rzeczową, a których poznanie jest konieczne dla zrozumienia zjawisk innych, żywych. Tak jest na przykład z mesjanizmem polskim.
Nic łatwiejszego, jak potraktować całą sprawę z wstydliwością podobną do tej, jaka towarzyszy opowiadaniu upadków moralnych, aberracji umysłowych, nieprzyzwoitych chorób i skandali politycznych, Tak postępowali z mesjanizmem historycy i biografowie szkoły pozytywistycznej (np. Piotr Chmielowski) i późniejsi „dobrze myślący” brązownicy przeszłości. Przemilczenia i retusze wywołały w dwudziestoleciu międzywojennym reakcję w postaci znanej kampanii publicystycznej, którą rozpoczął Boy-Żeleński książką pt. Brązownicy; świetny felietonista „Wiadomości Literackich” zrobił z mesjanizmu romantycznego skandal towarzyski, ponieważ zajął się wyłącznie obyczajową (czytaj: erotyczną) jego stroną. Na to przyszła replika skrajna w przeciwną stronę: kilku historyków poczęło rehabilitować mesjanizm jako doktrynę moralno-religijną, jego twórców (zwłaszcza Andrzeja Towiańskiego) jako prawdziwych proroków i świętych (prof. Stanisław Pigoń pisał, że postępowanie Towiańskiego nie da się ująć w kategoriach normal-